A oto opowieść, w którą nie uwierzycie, ustrzeliłem kiedyś łosia. Polowałem w stanie Nowy Jork i zastrzeliłem łosia. Przywiązałem go na zderzaku samochodu i jadę sobie do domu zachodnią autostradą. Nie wiedziałem jednak, że kula nie zabiła łosia. Drasnęła go tylko w łeb i pozbawiła przytomności. Przejeżdżam Holland Tunnel, a tu łoś się budzi. No więc jadę z tym żywym łosiem na zderzaku, a zwierzak robi za kierunkowskaz, tyle że w stanie Nowy Jork obowiązuje zakaz jeżdżenia z przytomnym łosiem na zderzaku we wtorki, czwartki i soboty. Wpadłem więc w prawdziwą panikę.
I nagle doznałem olśnienia. Pewni moi przyjaciele urządzają bal kostiumowy. Jadę tam. Zabieram ze sobą łosia. Przemycam go na przyjęcie, myślę, zrzucę z siebie odpowiedzialność. Dojeżdżam na ten bal i pukam do drzwi. Łoś stoi obok mnie. W drzwiach pojawia się gospodarz. Mówię "Cześć znasz chyba Solomonów...". Wchodzimy. Łoś miesza się z tłumem. Radzi sobie bardzo dobrze, robi wręcz furorę. Jakiś facet przez półtorej godziny usiłuje mu sprzedać polisę ubezpieczeniową.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą