Dziś sporo o kościele, ulubionej piosence, porysowanym samochodzie, zdradzonej tajemnicy i wadze łazienkowej. Zapraszam.Kiedy mój synek miał kilka lat, w kościele nie rozumiał różnicy między księdzem a ministrantami i lektorami - generalnie każdy, kto chodził po kościele w długiej białej "sukience" (albie czy komży) to był dla niego "ksiądz".
Na mszy "dla dzieci" czytania czytali rodzice. Któregoś dnia wypadło na mnie - ubrałem się w białą albę i wyszedłem razem z księdzem i ministrantami. Kiedy podchodziłem do ambonki żeby przeczytać czytanie, w ciszy rozległ się donośny, radosny głos mojego syna, który z dumą oznajmił na cały kościół:
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą