Paryż powoli otrząsa się z okropnego koszmaru, jakim niewątpliwie była seria zamachów terrorystycznych. Wszystko rozpoczęło się od redakcji tygodnika Charlie Hebdo, gdzie uderzyli mordercy i gdzie zabili gros rysowników. By miasto nie zapomniało o tragedii rysownicy, karykaturzyści i graficiarze postanowili przyozdobić mury Paryża malunkami upamiętniającymi ofiary zamachów.
7 stycznia 2015 terroryści spod znaku Al-Kaidy zabili w redakcji Charlie Hebdo rysowników Stephane'a Charbonniera (Charb), Jeana Cabuta (Cabu), Georges'a Wolinskiego, Bernarda Verlhaca (Tignous), Philippe'a Honoré'a, felietonistów Elsę Cayat i Bernarda Marisa (Oncle Bernard), korektora Mustaphę Ourada, a także zaproszonych do redakcji Michela Renauda, kierownika obsługi technicznej budynku (pracownika Sodexo France) Frédérica Boisseau i dwóch policjantów Francka Brinsolaro i Ahmeda Merabeta.
Stephane Charbonnier, który został z zimną krwią zamordowany w biurze redakcji, stwierdził kiedyś "wolałbym umrzeć, niż żyć na kolanach".
Najnowsze wydanie tygodnika Charlie Hebdo, które ukazało się już po zamachu i na okładce którego znalazła się karykatura proroka Mahometa, rozeszło się na całym świecie w ciągu kilku godzin w ilości ponad 3 milionów egzemplarzy, a i później konieczny był dodruk.
"Je suis Charlie" - "Ja jestem Charlie" - to hasło, z którym utożsamia się wiele osób, nie tylko w Paryżu i nie tylko we Francji. Tutaj nie chodzi już tylko o wolność słowa, wolność i niezależność mediów - to pokazanie terrorystom, że świat się ich nie boi, że nie klęknie przed nimi na kolana.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą