Kilka słów o patentach

Witajcie wszyscy, którzy uwielbiają wytykać błędy innym. Po przeczytaniu tego tekstu dostaniecie kolejny oręż, którym będziecie mogli, z uśmiechem na ustach i pełną satysfakcją, wywoływać agresję u ludzi, którzy tak do końca nie widzą co mówią. Dodam, że ostatnio coraz częściej to widzę i słyszę, więc myślę, że w którymś momencie życia może Wam ta wiedza się przydać. Zainteresowani? To lecimy!

Od dłuższej chwili pracuję przy patentach, więc siłą rzeczy zwracanie uwagi na język i poprawność używanych pojęć stały się w pewnym momencie niezbędne. A teraz do rzeczy!

Zacznijmy od początku – czym jest patent? Patent, to prawo wyłączne na wynalazek. Czy wszystko jest wynalazkiem? Nie, ale może o tym innym razem – zasadniczo jest to coś, co jest rozwiązaniem technicznym i pełni jakaś funkcję (w bardzo dużym skrócie). Póki co najbardziej interesującą nas kwestią jest to, że patent to prawo do wyłącznego czerpania korzyści z danego rozwiązania. Mokry sen kapitalistów się spełnia – nikt inny nie może robić/sprzedawać tego, na co mam patent. W dużym uproszczeniu tak to wygląda, chociaż też są od tego pewne drobne wyjątki, ale może o tym innym razem.


To teraz wróćmy do przytoczonych haseł. W ogóle przy analizie różnych mądrobrzmiących głupot pomaga zamiana słów na ich synonimy czy definicję – absurd wypowiedzi wtedy wręcz bije po oczach i trudno się nie skrzywić na taką ewidentną głupotę. Przykład? Proszę bardzo.
"Kup teraz, a nasze urządzenie zapewni lepsze biopole wokół ciebie i napełni cię pozytywną energią".

Pole – rozkład jakiejś wielkości fizycznej w przestrzeni;
bio - wskazuje na na związek znaczeniowy z życiem, żywym organizmem, procesem życiowym;
energia – zdolność do wykonania pracy.

Po przerobieniu powyższe zdanie będzie brzmieć:
"Kup teraz, a nasze urządzenie zapewni lepszy rozkład wielkości fizycznych związanych z procesem życiowym oraz napełni cię pozywaną zdolnością do wykonania pracy".

Ogólnie robi się niestrawna papka, która nie znaczy absolutnie nic. A teraz wracając do własności przemysłowej.

Ktoś coś opatentował – o ile nie mówi się tutaj o Apple i Google, którym ciągle przyznaje się nowe patenty, to najprawdopodobniej autor miał na myśli "ktoś coś wynalazł" albo "ktoś znalazł sposób, żeby coś robić". Nie ma to nic wspólnego z zakończonym postępowaniem administracyjnym. Zgoda, jest bardziej ekscytujące, jednak niepoprawne.



W okolicy 2:25 macie niepoprawne użycie czasownika "patentować".

Na koniec mój faworyt - chronić/uzyskać ochronę na swój patent. To określenie znaczy chronić/uzyskać ochronę na prawo wyłączne. Prawo wyłączne samo w sobie chroni już rozwiązanie, nie trzeba chronić prawa. Jak ktoś już chce uzyskać ochronę prawną, to na wynalazek, a nie na patent. Ewentualnie można egzekwować swoje prawa, ale to też zupełnie co innego.

Tak więc drodzy Bojownicy – patent to nie sposób na coś, tylko dokument; patentować to nie odkrywać tylko przeprowadzać procedurę administracyjną; na prawo wyłączne nie uzyskuje się ochrony.


Mam nadzieję, że wiedza tutaj zawarta pozwoli Wam gnębić znajomych. Jeśli będziecie chcieli wiedzieć więcej o tym jak się patent uzyskuje, jakie są w ogóle możliwości działania, czemu zarejestrowany znak towarowy CD Project "Cyberpunk" aż tyle nie zmienia, kim jest i co może rzecznik patentowy, ile to wszystko w ogóle kosztuje czy coś związanego z szeroko rozumianą własnością przemysłową to piszcie w komentarzach.