Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Rambo - prawdopodobnie największy bohater naszego dzieciństwa!

46 250  
246   57  
W epoce, kiedy magnetowid był szczytem luksusu, niejeden małolat biegał po placu zabaw z lekko podrasowanym patykiem w garści i napinając wątły niczym ogon jamnika biceps, krzyczał „tratatatata!”. Każdy chciał być jak John Rambo – rozwścieczony weteran z Wietnamu, który za młodu wpadł do kociołka z anabolikami!

Rambo to wynik skrzyżowania poety i jabłka

Mimo że nazwisko przypakowanego zabijaki dziś jest wręcz encyklopedycznym określeniem prawdziwego wojennego „badassa”, to korzenie tego nazwiska są dość – powiedzmy sobie – mało męskie. Zacznijmy od tego, że słynny film z Sylwiuszem Stalowym oparty jest na książce pt. „Pierwsza krew”. Jej autor David Morell wpadł na pomysł nadania bohaterowi takiego a nie innego nazwiska podczas… jedzenia jabłka. Owoc był bardzo słodki i soczysty, więc zachwycony pisarz zapytał swoją żonę, jak nazywa się ta odmiana. „Rambo” - odrzekła małżonka. Jak się okazało, twórcą tego gatunku był szwedzki XVII-wieczny imigrant - Peter Gunnarson Rambo.



Morellowi nazwa ta bardzo się spodobała, bo „Rambo” w swoim brzmieniu przypominało trochę nazwisko poety Arthura Rimbauda, którego wiersz pt. „Sezon w piekle” pisarz odebrał jako metaforę tortur, jakie bohater jego książki przechodził.

Stallone nie chciał zagrać tej roli

Prawa do adaptacji książki Morella wykupiła wytwórnia Columbia Pictures już na początku lat 70. Następnie w ich posiadanie weszło Warner Brothers. Mimo ogromnego potencjału, projekt realizacji filmu opartego na powieści nie miał zbyt dużo szczęścia i kolejni filmowcy rezygnowali z tego przedsięwzięcia. Dopiero w 1982 roku, kiedy to prawa weszły w ręce niezależnych producentów Andrew Vajna i Mario Kassara coś drgnęło. Zanim ostatecznie rozpoczęto zdjęcia – napisano bowiem 26 wersji scenariusza – główną rolę odrzucili tacy aktorzy, jak Steve McQueen, Paul Newman, Clint Eastwood, Robert De Niro, a nawet John Travolta.



Kiedy tytułową rolę zaoferowano znanemu już wówczas ze swojego występu w serii „Rocky” Sylvestrowi Stallone, ten początkowo nie chciał nawet słyszeć o występie w tym projekcie. Uznał, że skoro tylu jego kolegów po fachu odrzuciło tę fuchę, to na pewno na rzeczy jest coś bardzo niedobrego.
Gwiazdor dał się jednak przekonać sumką 3,5 miliona dolców oraz możliwością pogmerania w scenariuszu. Sly sprawił, że grana przez niego postać jest bardziej przyjazna i co najważniejsze – pozbawiona silnych objawów stresu pourazowego, typowego dla osób, które przeżyły wojenne piekło (tak bowiem Rambo przedstawiony został na kartach książki).

Rambo nie zabił nikogo (w pierwszym filmie)

Potężny osiłek z karabinem w dłoniach dziś kojarzy się z archetypowym kiziorem kina akcji, który śle do piachu niezliczoną ilość wrogów. Cóż, w drugiej części filmu Rambo ubił 75 wrogów, w trzeciej życia pozbawił 115, a w ostatniej odsłonie serii utłukł ich aż 254! Jeśli by doliczyć do tego 59 trupów, które bohater zostawił po sobie w Wietnamie, to okaże się, że skurwesyn uśmiercił ponad pół tysiąca osób!



Tymczasem w „Pierwszej krwi” z rąk zaszczutego weterana nie umiera ani jeden człowiek! To kolejna zmiana, jaką Stallone naniósł w scenariuszu – bohater z książki Morella to znacznie większy mordulec niż jego filmowy odpowiednik. W filmie John rani sporą liczbę swoich prześladowców, a jedyną śmiertelną ofiarą tych łowów jest gość, który usiłując zestrzelić Rambo ze śmigłowca, traci równowagę i spada z dużej wysokości.
Natomiast w pierwotnej wersji scenariusza umiera sam bohater. Scena ta została nakręcona, ale podczas testowych projekcji publiczność była bardzo rozczarowana takim finałem, więc twórcy zdecydowali się na zastąpienie jej bardziej optymistycznym materiałem.

Aktorowi tak bardzo nie podobała się pierwsza wersja filmu, że chciał kupić i zniszczyć wszystkie jej kopie!

Stallone po zobaczeniu trwającej trzy godziny pierwotnej wersji „Pierwszej krwi” był załamany. Uważał, że film jest nudny, źle zmontowany i najprawdopodobniej stanie się gwoździem do trumny jego aktorskiej kariery. Gwiazdorowi tak bardzo zależało, aby to dzieło nie trafiło do kin, że zaproponował producentom odkupienie wszystkich kopii. Na szczęście z odsieczą przyszli montażyści, którzy zgrabnie skrócili „Rambo” do 90 minut. Sly był zachwycony.

Scenariusz do „Rambo 2” pisał sam James Cameron

Pierwszą wersję scenariusza do drugiej odsłony filmu napisał sam James Cameron. W tym samym czasie pracował też nad wstępnymi zarysami fabuły do produkcji „Obcy – decydujące starcie” oraz do „Terminatora”. Według wizji Camerona, od czasów zadymy z pierwszej części Rambo miał być pacjentem szpitala psychiatrycznego i to stamtąd pomaga mu się wydostać pułkownik Trautman. Bohater grany przez Stallone’a miał też mieć pomocnika w osobie… Johna Travolty.



Ostatecznie gwiazdor filmu wziął pod lupę to, co napisał Cameron i zdecydował się wprowadzić sporo radykalnych zmian. Z historii wyleciał motyw ze szpitalem psychiatrycznym (Cameron wykorzystał potem ten element w drugiej części „Terminatora”), dodano za to motyw rodzącego się romansu pomiędzy bohaterem a wietnamską rebeliantką, a przede wszystkim dorzucono sporo elementów będących ukłonem w stronę organizacji jednoczących rodziny jeńców wojennych i zaginionych podczas wojny w Wietnamie żołnierzy.

Krótka linijka z drugiej części „Rambo” zainspirowała Stallone’a do stworzenia osobnej serii filmów

Taka mało znana ciekawostka – w jednej ze scen „Rambo 2” Co Bao, przyjaciółka bohatera, pyta Johna, czemu został wyznaczony do misji, która jest praktycznie jednoznaczna z samobójstwem. „Jestem spisany na straty” („I am expendable”) - słyszy w odpowiedzi.
Ćwierć wieku później podstarzały aktor zebrał innych leciwych herosów kina akcji lat 80. i zrealizował trzyczęściową serię filmów pt. „Expendables”. Podczas wywiadów Stallone przyznał, że pomysł na tę nazwę pochodzi właśnie ze wspomnianego dialogu.


Stallone musiał być prawdziwym koksem!

Aby sprostać wymogom roli w „Pierwszej krwi”, Sylvester musiał bardzo intensywnie ćwiczyć. W osiągnięciu znakomitych rezultatów pomógł mu fakt, że niedługo przed rozpoczęciem zdjęć aktor po raz trzeci wcielił się w postać „Rocky'ego”, więc ciągle był w niezłej formie.
Tymczasem w drugiej części „Rambo” zażądano, aby Stallone był jeszcze większą kupą mięśni. Aktor wyciskał z siebie ostatnie resztki energii, aby możliwie jak najbardziej „spuchnąć” na potrzeby filmu. Nawet podczas pracy na planie Stallone katował swoje ciało. Zaczynał dzień od trzech godzin morderczego treningu, następnie stawał przed kamerą na dobre 12 godzin, aby na koniec dnia spędzić kolejne trzy godziny w siłowni.



Swoje sukcesy w budowaniu masy mięśniowej gwiazdor wykorzystał dwukrotnie – od razu po zdjęciach do „Rambo 2” Sylvester przeskoczył na plan czwartej części przygód słynnego boksera…

„Rambo III” był najbrutalniejszym filmem lat 90.!

Trzeci „Rambo” charakteryzuje się dwoma elementami – bohater zmienił kolor skóry na ciemno-czerwony, a sam film jest najbrutalniejszym dziełem Hollywoodu lat 90.! Czerwoność bohatera związana jest z oparzeniami słonecznymi, których Stallone nabawił się w Afganistanie, gdzie realizowano tę produkcję. Podobno „opalenizna” nigdy już do końca nie zeszła z jego ciała.
Jeśli zaś chodzi o brutalność, to trzeba przyznać, że mało który film może pochwalić się tak dużą ilością cieszącego oko okrucieństwa. Naliczono tam 221 aktów przemocy, ponad 70 eksplozji i grubo ponad sto śmiertelnych ofiar (większość to oczywiście dzieło tytułowego herosa).



Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
1

Oglądany: 46250x | Komentarzy: 57 | Okejek: 246 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało