Światła gasną, kurtyna opada. Nie słychać jednak braw. Właściwie to nic już nie słychać. To był ostatni, najważniejszy występ zwieńczony efektownym zejściem ze sceny. Dla artysty śmierć podczas wykonywania swego fachu, poza oczywistymi następstwami odejścia z tego świata, niesie za sobą pewne niebezpieczeństwo – od tej pory nikt nie będzie go pamiętał za niesamowity talent, tylko jako tego, który kopnął w kalendarz "na wizji".
I od razu – wyjątek. Ta oto piosenkarka i aktorka teatralna została pośmiertnie nagrodzona gromkimi brawami. Wykonywała akurat, w teatrze Baltimore, utwór
„Please don't talk about me when I'am gone”, czyli
„Proszę, nie mów o mnie kiedy odejdę”. W kulminacyjnym momencie narastającego podczas rzewnej pieśni dramatyzmu Webster, zgodnie ze scenariuszem, miała paść martwa. I tak też zrobiła – jej autentyczna śmierć złośliwie wybrała odpowiedni moment. Atak serca zwieńczony odejściem z tego świata obsypany został przez, nieświadomą tragedii, publiczność sporym aplauzem.
Autor znanego wszystkim licealistom „Świętoszka”, był również cenionym teatralnym aktorem. Tak się jakoś nieszczęśliwie złożyło, że podczas wystawiania swej sztuki, Moliera dopadł atak paskudnego kaszlu. Mimo to artysta nalegał aby przedstawienie trwało dalej. Jednak kiedy aktor po raz drugi wywrócił się i zaczął kasłać krwią, zdecydowano się przerwać występ. Po kilku godzinach po Molierze zostało już tylko wspomnienie oraz poczucie dziwnego niesmaku na myśl o tym, że owa feralna sztuka miała tytuł
„Chory z urojenia”.
Tego akurat muzyka rythm'n bluesowego śmierć dopadła podczas krótkiej przerwy pomiędzy setami koncertu w Houston. Jedna z artystek, która była świadkiem nietypowego zgonu Ace'a, opowiedziała o przebiegu całego zajścia. Johnny, będący już pod wpływem wyżłopanego za sceną alkoholu, bawił się niewielkim pistoletem. Pewnie do niczego by nie doszło, gdyby ktoś nie zwrócił mu uwagi:
- Stary, uważaj z tą pukawką. - Spoko – odrzekł Ace –
nie jest naładowana. Widzisz?. Mówiąc to artysta przyłożył sobie lufę do głowy i oddał strzał. I tymże właśnie sposobem zakończyła się kariera Johnny'ego Ace'a.
Sławny amerykański śpiewak operowy właśnie występował na deskach nowojorskiej Metropolitan Opera w sztuce „Moc przeznaczenia”. Artysta padł twarzą do ziemi w trzecim akcie arii, która (o ironio) zaczynała się od słów
„Umrzeć, straszliwa rzecz!”. Powodem zgonu był silny wylew krwi do mózgu.
Podobnie pechowo skończył inny śpiewak operowy – tenor Richard Versalle, który dostał ataku serca po wyśpiewaniu fragmentu sztuki „Sprawa Markopolus” o takiej treści :
„Szkoda, że żyjemy tylko tak długo”.
Rodale był scenariopisarzem, edytorem, aktorem i cenionym publicystą. W 1971 roku pojawił się, w charakterze gościa, w programie „Dick Cavett Show”, gdzie udzielił obszernego wywiadu. Mówił:
„Nigdy nie czułem się zdrowiej”, „Postanowiłem dożyć do setki” oraz „
Jestem w tak dobrej formie, że kiedy wczoraj spadałem ze schodów, to przez całą drogę się śmiałem”. Po chwili zaproszony został kolejny gość programu – dziennikarz z „New York Post” - Pete Hamill. Kiedy ten rozmawiał z prowadzącym, Rodale nagle wydał z siebie dziwne chrapnięcie. Hamill zażartował:
„To nie zabrzmiało dobrze”. Podczas gdy publiczność pokładała się ze śmiechu, Dick Cavett zdał sobie sprawę, że jeden z jego gości właśnie zakończył swój żywot.
Dość paskudna sprawa – Chubbuck była amerykańską reporterką telewizyjną, która cierpiała na depresję. Po rozmowie z szefem stacji Chanel 40 dostała zgodę na przygotowanie krótkiego reportażu na temat samobójstw. Podczas wywiadu z pewnym policjantem dowiedziała się, że najskuteczniejszym sposobem na odebranie sobie życia jest oddanie strzału w tył głowy z rewolweru o kalibrze 38.
15 lipca 1974 roku Chubbuck pojawiła się na wizji i prowadziła swój program, kończąc go tymi słowami:
"Zgodnie z polityką kanału 40, polegającą na dostarczaniu wam krwi i wnętrzności na żywo i w kolorze, zobaczycie po raz pierwszy – próbę samobójczą”. Jak powiedziała – tak uczyniła. Operator kamery myślał, że to żart, dopóki nie zobaczył rzucanego ostatnimi konwulsjami ciała Chubbuck.
Charakterystyczny gitarzysta metalowej legendy, zespołu
Pantera, grał w 2004 roku koncert wraz ze swym projektem
Damageplan. W pewnym momencie na scenie znalazł się uzbrojony ex-marine Nathan Gale i oddał kilka strzałów w głowę artysty, a następnie zastrzelił trzy kolejne osoby (w tym szefa ochrony zespołu). Rozszalałego mężczyznę uspokoiła dopiero umieszczona w jego czaszce kulka z broni pewnego policjanta, który zakradł się do Gale'a od tyłu.
Mówi się, że zamachowiec był fanem Pantery i obwiniał Darrella o rozpad tej kapeli.
Morecambe to znany angielski komik. W 1984 roku Eric pojawił się na deskach teatru Roses w Tewkesbury i przytoczył historię zmarłego niedawno swego kolegi po fachu -
Tommy'ego Coopera (publiczność myślała wtedy, że jego „zgon” to część przedstawienia i przez całe pięć minut podziwiała agonię aktora). Komik skwitował, że doprawdy, nie chciałby zginąć w taki sposób. Następnie Morecambe opowiedział, w żartobliwy sposób, o swoim ataku serca, a także o bardzo poważnej operacji, którą przeszedł... Po zakończeniu swojego występu, Eric musiał sześciokrotnie wracać na scenę aby pożegnać się z zachwyconą publicznością. Na koniec rzekł :
”Taki wasz los!” i zniknął za sceną. Idąc w stronę garderoby zażartował:
„Bogu dzięki, że to już koniec”. Po chwili padł rażony trzecim atakiem serca. Tym razem śmiertelnym.
Źródła: 1,
2,
3,
4,
5,
7,
8PS. Jak mogło zabraknąć Brandona Lee, zapytacie? O
"Kruku" mówiliśmy już
tu,
tu i
tu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą